Wieżowce
Znów wieżowce wyrastają tu i liżą watę z chmur.
Jak wiór suche gardło pali, a ja mam tego dość.
W radiu nadają złość, na pół dzielę każde słowo.
A z satelity widzą mnie jak robię sobie jeść.
A na dole miasto, skwar i ruch,
sucha kąpiel, do której nie chcę wejść.
To ja, wesoły miejski bar.
To ja, krzywych chodników czar.
To ja, noszony w reklamówkach czas.
To ja, zgaszonych papierosów las.
Całe szczęście, w mojej lodowce lód, roztapia czasem brud.
A sznur kapiącymi t-shirt`ami gnie się, płacz wycierać muszę znów.
Ten kurz wdziera się do ust.
Kolejnej coli łyk rozpuszcza we mnie moje dni.
Biorę głębszy oddech i wychodzę znów
poszukać ciebie wśród tych głów.
To ja, wesoły miejski bar.
To ja, krzywych chodników czar.
To ja, noszony w reklamówkach czas.
To ja, zgaszonych papierosów las.
To ja, wesoły miejski bar.
To ja, krzywych chodników czar.
To ja, noszony w reklamówkach czas.
To ja, zgaszonych papierosów las.
To ja, to ja, to ja, to ja.
|